Manifest

Naszym celem jest zapewnienie dostępu do ciekawych oraz unikatowych filmów wszystkim zainteresowanym. Strona ma charakter niekomercyjny i nie pobieramy od nikogo żadnych opłat. Wychodzimy naprzeciw zapotrzebowaniom, ponieważ obecnie panuje deficyt stron internetowych z ciekawymi filmami.

Mimo likwidacji Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk w 1989 roku w Polsce nadal dochodzi do ograniczania swobód obywatelskich w zakresie wolności wyrażania poglądów i twórczości artystycznej. Zmieniła się forma: miejsce oficjalnej cenzury prewencyjnej zajęła nieoficjalna cenzura represyjna, posługująca się naciskiem ekonomicznym, prawnym lub administracyjnym do tłumienia, zatrzymywania eliminowania tych dzieł sztuki i wypowiedzi, które nie są zgodne z ideologią polityczną, normami obyczajowymi, doktrynami religijnymi bądź polityką korporacyjną.

Korzystamy z wolności korzystania z dóbr kultury, które są prawem człowieka zapisanym w Powszechnej Deklaracji: "Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kulturalnym swojej społeczności, do korzystania ze zdobyczy kultury, do uczestniczenia w postępie nauki i do korzystania z jej dobrodziejstw".

Inicjatywa jest całkowicie niekomercyjna, nie przynosi dochodów, nie wyświetlamy dla Was reklam - w imię dobra społecznego.

 

Walc z Baszirem

Walc z Basziremprodukcja: Australia, Belgia, Finlandia, Francja, Niemcy,
Szwajcaria, USA, Izrael
rok produkcji: 2008
reżyseria: Ari Folman
scenariusz: Ari Folman
czas trwania: 90 minut
język: polskie napisy

Wrzesień 1982 roku – na zbombardowanej ulicy Bejrutu, pośród plakatów z podobizną zamordowanego przed paroma dniami prezydenta-elekta, Baszira Dżemajela, izraelski żołnierz tańczący – w rytm ognia karabinów maszynowych – przedziwny taniec wojenny, taniec przypominający walca – walca z Baszirem. W taki sposób twórcy animowanego dokumentu, Waltz with Bashir, przedstawili nam swoją wizję tamtych krwawych wydarzeń. Wydarzeń zapoczątkowanych inwazją Izraela na Liban, nazywaną przez najeźdźców Operacją “Pokój dla Galilei”, a zakończonych międzynarodową interwencją i powołaniem do życia libańskiego Hezbollahu. Wydarzeń, których kulminacyjnym punktem – będącym także głównym tematem filmu – była masakra w Sabra i Shatila.

Reżyserem tego – niezwykłego, trzeba przyznać – dokumentu jest Ari Folman – żołnierz izraelskich sił zbrojnych, jeden z uczestników ówczesnej wojny. Film jest artystyczną próbą rozliczenia się z okrucieństwem tamtych wydarzeń i z osobistym w nich udziałem jego twórcy. Próbą zapewne udaną dla niego samego – widzowie są świadkami katharsis artysty – lecz niekoniecznie udaną dla odbiorców.Punktem wyjścia tego artystycznego przedsięwzięcia – zrealizowanego, co ważne, ponad dwadzieścia lat po opisywanych zdarzeniach – jest fakt, iż bohater filmu (alter ego reżysera) nie pamięta nic z wypadków, jakie miały wówczas miejsce. Wie tylko tyle, że brał w nich udział – jako młody, niedoświadczony – dziewiczy, chciałoby się rzec – chłopak, który – mocą odgórnych rozkazów – znalazł się w 1982 roku w okupowanym Libanie. Nie pamięta natomiast gdzie dokładnie był, czy brał udział w akcjach zbrojnych, czy strzelał, czy był uczestnikiem – lub świadkiem – masakry cywilów w obozach uchodźców. Jak tłumaczy mu jeden z jego przyjaciół – fakt wymazania z pamięci widoków przeżytych okrucieństw wynika z traumy, jaką przeżył sam Folman i jego rodzina. Traumy nie spowodowanej jednak – jak większość widzów skłonna byłaby przypuszczać – masakrą w Sabra i Shatila, lecz traumy spowodowanej tym, iż jego przodkowie byli więźniami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Traumy spowodowanej ludobójstwem na Żydach podczas II Wojny Światowej, nie zaś ludobójstwem na Palestyńczykach podczas wojny w Libanie!

O samej wojnie 1982 roku nie dowiadujemy się zresztą niczego – podczas filmu pada stwierdzenie, że żołnierze izraelscy nie wiedzieli po co i dlaczego kazano im walczyć. Kazano strzelać – to strzelali, kazano bombardować – bombardowali, kazano zabijać – zabijali. A wieczorami – rozłożeni wygodnie na plaży – pili, tańczyli i śpiewali. Śpiewali o tym, jak wspaniale jest na wojnie, o tym, że właśnie dziś zbombardowali Bejrut…

W rzeczywistości zarówno inwazja izraelskich sił zbrojnych pod wodzą późniejszego premiera, Ariela Szarona (wówczas ministra obrony), jak i krwawa rzeź na palestyńskich uchodźcach, wywołały ogólnoświatowe protesty i oburzenie opinii publicznej. ONZ potępiła działania Izraela, a Szaron stracił w ich wyniku swe stanowisko. Protestowano nie tylko w krajach arabskich – protesty obiegły cały świat, również Izrael. O tym wszystkim reżyser jednak milczy.

Film jest głosem sprzeciwu wobec wojny – niewątpliwie. Głosem sprzeciwu wobec wojny jako takiej, wobec zabijania i okrucieństwa. Autor nie wychwala zachowań młodych izraelskich żołnierzy – ukazuje je w konwencji, w jakiej tworzono antywojenne filmy okresu rewolucji dzieci-kwiatów. Mocne rockowe rytmy i strzelający na oślep najeźdźcy przywołują na myśl obrazy Hair i Czasu Apokalipsy. Reżyser posunął się jeszcze dalej – wybierając dla swego dzieła wersję animowaną – stworzył możliwość takiego epatowania uczuciami i wywoływania pożądanych u widzów emocji – jakie niemożliwe byłyby przy użyciu tradycyjnej techniki filmowej. Pod względem artystycznym jest to utwór mogący z powodzeniem kandydować do miana arcydzieła, co potwierdzają liczne nagrody i nominacje, jakie przyznano mu w ostatnim czasie.

Produkcja może wzbudzać tym większe zaciekawienie, że uważana jest przez wielu krytyków za pierwszy w historii światowej kinematografii pełnometrażowy animowany film dokumentalny. Niezwykłe możliwości techniki animacyjnej jego twórcy wykorzystali – jak wspomniałem powyżej – w sposób doskonały, a końcowe sekwencje filmu, podczas których rysunki zastąpione zostają dokumentalnymi zdjęciami ofiar masakry, wywierają na widzach ogromne wrażenie. Wrażenie tak wielkie i tak przygnębiające, że nawet Brytyjczycy (co zdarza się w tutejszych kinach niezwykle rzadko) pozostają w ciszy przez parę chwil po zakończeniu pokazu.

Sporo do życzenia pozostawia jednak – przynajmniej dla mnie – sposób, w jaki reżyser dokonuje rozliczenia z bolesną przeszłością. Sposób, w jaki usprawiedliwia on nie tylko siebie samego, ale również swych towarzyszy broni. Z przebiegu filmowej akcji wynika jednoznacznie, że to przecież nie oni – Izraelici – mordowali palestyńskich cywilów – to libańska Falanga. A sam Ari Folman tak naprawdę nie pamięta, czy był wówczas w pobliżu. Możliwe, że odpalił jakąś racę świetlną – aby libańscy siepacze widzieli lepiej swe ofiary podczas nocnego polowania – ale sam nie jest tego pewien…

Maciej Lewandowski
Recenzja zostala opublikowana na licencji CC-BY
źródło: www.do.org.pl